niedziela, 28 czerwca 2015

3. Rocznica

-Scorpius, kochanie, zejdź proszę na dół, mam do ciebie prośbę.
-Już idę, mamusiu!
Do kuchni urządzonej w jasnych barwach wbiegł ośmioletni chłopiec. Miał szaroniebieskie oczy i jasne, kręcone włosy. Nie przypominał matki, którą zastał w kuchni. Był prawie taki sam jak jego przystojny ojciec. Bardzo kochał rodziców, tak jak i dwie młodsze siostry - Unę i Daisy.
-Czy mógłbyś iść do gabinetu tatusia i go zawołać? Powiedz mu, że to ważne.
Blondyn spojrzał na nią przenikliwe, gdyż zauważył, że w głosie matki słychać było smutek i gorycz. Po chwili jednak odpowiedział:
-Oczywiście, mamo.- I ucałował ją w policzek, co wywołało u niej delikatny uśmiech.
Skierował swoje kroki w stronę gabinetu ojca, który znajdował się na parterze. Wiedział, że tata nie lubi, gdy ktoś przeszkadza mu w pracy i domyślił się, że właśnie dlatego matka wysłała jego, a nie poszła tam sama. Mimo wszystko Draco Malfoy nie potrafił złościć się na swoje dzieci. 
Zapukał i delikatnie otworzył drzwi. Zobaczył to, czego się dokładnie spodziewał- swego ojca siedzącego przy biurku, pochylonego nad jakimiś papierami i wyraźnie zamyślonego. Od pewnego czasu tylko taki widok zastawał. Bowiem mężczyzna od kilkunastu dni chodził ewidentnie czymś strapiony, a jego wygląd wskazywał na to, że mało sypia i w ogóle nie odpoczywa. Miał podkrążone oczy, rozczochrane włosy (a to mu się nigdy wczesniej nie zdarzało) i źle zapiętą, białą koszulę, której rękawy były podciągnięte po łokcie. Zdawał się nie zauważyć przybycia swojego syna i odwrócił wzrok od papierów dopiero, gdy usłyszał cichy, ciepły głosik:
-Tatusiu?
Spojrzał nieprzytomnie na chłopca, który patrzył na niego z niepewnym uśmiechem. Wstał z krzesła i podszedł do swojej mniejszej kopii, a twarz mu się rozpromieniła. Scorpius dostrzegł jednak, że oczy ojca pozostały zmartwione i smutne. Starszy Malfoy kucnął przy nim i złapał za rączkę.
-Tak, mały Scorpiusie? -zapytał. Nie nazywał go tak, odkąd rok temu ośmiolatek  oznajmił, że jest już duży i rodzice nie mogą na niego mówić "mały Scorpius". Gdy jednak nie słyszał, mówili tak o nim miedzy sobą. 
-Miałeś tak mnie nie nazywać! -powiedział chłopczyk buntowniczo i założył ręce na klatkę piersiową.
Draco roześmiał się, ale obiecał synkowi, że to się więcej nie powtórzy.
-No więc o co chodzi? 
-Mamusia  prosi, żebyś do niej przyszedł i kazała przekazać, ze to ważne. 
Blondyn posłał mu zaskoczone spojrzenie. Następnie przeniósł je na biurko, westchnął i rzekł zrezygnowanym tonem:
-Już do niej idę. Gdzie są dziewczynki?
-Bawią się na górze. 
-W takim razie idź do nich. -Poklepał syna po plecach i razem skierowali się do wyjścia.

***
Myła naczynia, a ręce jej drżały. Robiła to mugolskim sposobem tak jak zwykle wtedy, gdy się czymś denerwowała. To ją zawsze odstresowywało. A teraz zdecydowanie potrzebowała odstresowania. Jakieś pół godziny wcześniej przyleciała sowa z listem zaadresowanym do Państwa Malfoy. Przysłał go Teodor Nott- szkolny przyjaciel Hermiony i Dracona. Kobieta bardzo go lubiła i miło wspominała, ale zawsze zastanawiała się, jak taki uprzejmy, przystojny mężczyzna mógł wyjść za tak fałszywą i sztuczną lalę jaką była Dafne Greengrass. Szatynka wręcz jej nienawidziła. Nie dość, że podczas pierwszych lat nauki dokuczała jej z powodu mugolskiego pochodzenia, to brązowowłosa była zazdrosna o jej relacje z Draconem. Przecież Dafne to jego była dziewczyna, a, gdy byli na szóstym roku, wszyscy w szkole uważali, że ci stworzą kiedyś rodzinę. Jednak wszystko zmieniło się, gdy w życiu Malfoy'a pojawiła się Hermiona. Szatynka uśmiechnęła się do siebie, gdy pomyślała, ze mężczyzna wybrał właśnie ją. Pamiętała, jaką czuła satysfakcję, gdy w połowie ostatniej klasy blondyn zerwał z Dafne, na co ta się załamała. Mimo tego zaproponowała mu przyjaźń, a Malfoy na tę propozycję przystał.  Pannie Granger niezbyt się to podobało, wiedziała, że Greengrass będzie chciała jej go odebrać. Szlag ją trafiał, jak patrzyła w szkole na mizdrzącą się do Malfoy'a Dafne. On tego nie widział, albo przynajmniej udawał, ze nie widzi. Tak naprawdę Ślizgonka nic dla niego nie znaczyła, bo był na zabój zakochany w Hermionie, ale brązowooka miała na ten temat inne zdanie.
A teraz! Dostali zaproszenie do niej i do Teodora na następną sobotę! Była przekonana, że blondyn nie zgodzi się pójść, oczywiście jeżeli PAMIĘTA. Tego jednak nie była taka pewna. Od jakichś dwóch tygodni spędza w pracy dużo więcej czasu, a gdy wraca przesiaduje tylko w swoim gabinecie. Nie jada posiłków z rodziną, do łóżka kładzie się grubo po północy, a wstaje bardzo wcześnie. Wiedziała, że jest znanym magomedykiem, ale, do cholery, to nie jest powód, żeby zaniedbywać rodzinę!
Byłej Gryfonce było z tego powodu bardzo smutno. Przecież Malfoy zachowuje się tak bez żadnej przyczyny. Nie pokłócili się, wiec nie przychodził jej do głowy żaden sensowny powód. Chyba że... 
Pokręciła głową. Nie, to niemożliwe, żeby przestał ją kochać, albo znalazł sobie kogoś nowego.
Najpierw zauważyła swojego syna wbiegającego po schodach na górę, a zaraz za nim kroczył jej mąż. Dopiero teraz spostrzegła, jak bardzo źle wygląda. Wcześniej nie zwracała na to uwagi, ale teraz poczuła ochotę, żeby podejść do niego, przytulić i zapytać, jak się czuje. Zawsze będzie go kochać, bez względu na wszystko.
Szybko jednak odgoniła od siebie ten zamiar. Skoro on nie okazuje jej uczuć, tak jak dawniej, to ona będzie postępować tak samo. 
-Sowa zostawiła list-powiedziała szybko próbując na niego nie patrzeć.- Przeczytaj go, leży na stole.
Zaintrygowany wziął do ręki papier i zaczął czytać. Gdy skończył, oznajmił:
-To świetny pomysł, musimy tam iść! -zawołał.
Hermiona upuściła na podłogę talerz, który właśnie wycierała. Rozbił się na male kawałeczki.
-Przepraszam, niezdara ze mnie. - Nie chciała pokazać, że decyzja męża zrobiła na niej jakiekolwiek wrażenie. -Jesteś pewien, że nie będziesz zajęty w TĘ sobotę? -zapytała niby od niechcenia i machnęła różdżką, żeby posprzątać bałagan.
-Nie, chętnie ich odwiedzę. Bardzo dawno nie widziałem się z Dafne, miło będzie z nią porozmawiać.
Hermiona poczuła napływające do jej oczu łzy, ale dzielnie je powstrzymywała. Pokiwała tylko szybko głową i wyszła z kuchni. Bolało ją to, że blondynowi bardziej zależy na spotkaniu ze swoją dawną szkolną miłością niż na spędzeniu tego czasu razem z nią.
Przecież właśnie wtedy wypada ich rocznica ślubu! I to dziesiąta, okrągła. Od początku małżeństwa ten dzień spędzali razem. Jedli kolację przy świecach, wręczali sobie upominki, a odkąd dzieci były na świecie, zawozili je do Blaisa i Ginny. Raz nawet, w piąta rocznicę, Draco zabrał ją do Paryża. Zapamięta ten weekend do końca życia. No cóż, jego owocem była Una. Właściwie każda ich rocznica kończyła się na tym samym...
Weszła do łazienki i odetchnęła głęboko. Łzy płynęły po jej policzkach, ale starała się z nimi walczyć. Umyła twarz i spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Zobaczyła kobietę o dużych, brązowych, ale w tym momencie podpuchniętych oczach. Na nosie miała kilka piegów, a na  jej twarzy widniały nieliczne zmarszczki, które tylko dodawały jej uroku i kobiecości. 
Każdy mężczyzna, ktory mijał ją na ulicy, odwracał się za nią i podziwiał jej urodę, ale ona nie widziała w sobie nic specjalnego. Jej mąż czuł się zazdrosny, ale jednocześnie dumny.  Stwierdziła z goryczą, że Dafne zawsze była dużo ładniejsza od niej i na pewno nie ma żadnych zmarszczek. Jej ciało z pewnością jest idealne, za to Hermiona, która urodziła troje dzieci, wygląda- w swoim mniemaniu- okropnie. 
Wyszła z łazienki i skierowała się do pokoju dziewczynek. Słyszała, jak Draco wraca z powrotem do swojego gabinetu. Westchnęło głośno. 
Gdy weszła do środka, jej oczom ukazał się rozczuląjacy widok. Na kanapie, która znajdowała się w pokoju spał na siedząco Scorpius, na którego ramieniu spoczywała głową Uny. Ona także odpłynęła do krainy Morfeusza. Na ich kolanach leżała najmłodsza, trzyletnia Daisy, która również była pogrążona we śnie. Po całym pokoju wardały się dziecięce zabawki.
Kochająca mama podeszła do nich cichutko. Delikatnie wzięła na ręce Daisy, która była mieszanką wyglądu jej i Dracona. Położyła ją do łóżka, okryła szczelnie kołdrą i ucalowała w czółko. Dziewczynka miała brązowe, ale proste włosy, niebieskie oczy, duże, malinowe usta i bladą cerę. 
Następnie Hermiona sięgnęła po koc i opatulila nim swoje starsze potomstwo. Na ich policzkach równie złożyła czułe pocałunki.
Przy drzwiach odwróciła się jeszcze i spojrzała na swoje kochane dzieci. Zrozumiała wtedy bardzo ważną rzecz- nieważne, co będzie działo się między nią, a jej mężem, jej dzieci nie mogą na tym ucierpieć. Wiedziała, że Draco bardzo je kocha i bez względu na sytuację nie pozwoli, by stało im się cos złego. I choćby nie pozostało jej nic innego, to miłość rodzicielska zostanie na zawsze.
Wyłączyła światło, otarła pojedynczą łzę, i wyszła.


***

Niecały tydzień, pomiędzy otrzymaniem zaproszenia a sobotnią kolacją, dłużył się Hermionie niemiłosiernie. Wysłała Teodorowi wiadomość, że się pojawią. Umówiła się też z Ginny, do której na ten dzień przyjadą dzieci. Pod koniec ostatniej klasy Blaise pokłócił się o coś z Teodorem i od tej pory nie utrzymywali kontaktów, dlatego też małżeństwo nie wiedziało nic o zbliżającej się kolacji. Hermiona nie chciała im o tym mówić, a jej rudowłosa przyjaciółka żyła w przekonaniu, że jak zwykle Draco i Hermiona chcą spędzić rocznicę razem.  
Przez te kilka dni kobieta posmutniała bardziej. Jak na złość widywała Dracona coraz rzadziej, ponieważ, jak zauważyła, nie jadł prawie wcale, a w gabinecie przebywał jeszcze dłużej. Dzieci widziały jej kiepski nastrój i chciały ją w jakiś sposób pocieszyć. Scorpius codziennie rano przynosił jej kwiaty zerwane w ogródku. Zawsze uśmiechała się do syna z wdzięcznością i grzecznie mu dziękowała, ale gdy wychodził, opadała na krzesło i ukrywała twarz w dłoniach. 'Dawniej Draco wręczał mi kwiaty co tydzień'- myślała z goryczą.
Gdy nadeszła sobota, Hermiona panikowała, ale jednocześnie cieszyła się, że w końcu będzie miała to za sobą. Wstała z łóżka bardzo wcześnie, zeszła na dół i zrobiła śniadanie. Słyszała, jak jej mąż chodzi po gabinecie. Odmówił, gdy poszła do niego i poprosiła do stołu.  Wyglądał przy tym tak blado i chudo, że aż się przestraszyła. Nie skomentowała jednak tego w żaden sposób. Zapomniał
o rocznicy! Była już całkowicie pewna. I że niby ma się teraz o niego troszczyć?
Prezentu też mu nie da! Albo da, żeby zrobiło mu się głupio, że zapomniał! Tak, to świetny pomysł. Zrobi to dopiero po kolacji, żeby poczuł jeszcze większe wyrzuty sumienia po tym, jak będzie się świetnie bawił z Dafne. Uśmiechnęła się kpiąco.
Około godziny 15 przeniosła się z dziećmi kominkiem do Ginny. Spędziła tam niecałą godzinę, a po powrocie zaczęła się w samotności szykować. 
Na poczatku ubrała piękną sukienkę, którą kupiła specjalnie z myślą o kolacji rocznicowej. Miała krwistoczerwony kolor i idealnie podkreślała jej figurę. Do tego uczesała się w warkocz pleciony wokół głowy. Wyglądała w tej kreacji uroczo i dziewczęco. Nałożyła też naszyjnik, który dostała od Dracona na święta, gdy byli jeszcze w ostatniej klasie.
Zaczęła przeglądać się sobie w lustrze i była naprawdę zadowolona z otrzymanego efektu. Po jakimś czasie jednak stwierdziła, że pan Malfoy nie zwróci na nią najmniejszej uwagi. Rozpuściła włosy i upięła je w niedbałego koka. Zmyła makijaż, który wykonywała około pół godziny  i tylko pomalowała rzęsy tuszem. Ściągnęła z siebie kreację i wybrała starą, żółtą, prostą sukienkę, która nigdy nie podobała się jej mężowi. Co za różnica, w co będzie ubrana, skoro Dafne i tak przyćmi ją swoim wyglądem?
Zeszła na dół z obojętną miną. Draco już na nią czekał. Nijak nie skomentował jej wyglądu, ale szatynka właśnie tego się spodziewała. 'Pewnie jest tak podekscytowany kolacją, że wszystko mu jedno, co mam na sobie.' 
Mężczyzna podszedł do niej bez słowa i złapał ją delikatnie za ramię. Był ubrany naprawdę elegancko i przyszło jej na myśl, że już dawno nie wyglądał tak dobrze. Dało jej to tylko kolejny powód do smutku. Na pewno wystroił się tak specjalnie dla pani Nott.
Poczuła szarpnięcie w okolicach pępka, a po chwili znajdowała się już w ogrodzie posesji Nott Manor. Niewiele się zmieniło od dnia, w którym tu ostatnio była, czyli od wesela Dafne i Teodora, a miało to miejsce 4 lata temu. Pamiętała tę imprezę doskonale. Mimo faktu, że Dafne była świeżo upieczoną panną młodą, nie miała oporów, by flirtować z Draconem, który nie był wtedy najtrzeźwiejszy. Najdziwniejsze było to, że Teodor, który to widział, nie wydawał się zbyt przejęty. Wręcz przeciwnie, świetnie się bawił, a prawie całe wesele spędził w towarzystwie przyjaciela, Terence'a Higgsa. 
Hermiona wróciła wtedy do domu wściekła jak osa i nie odzywała się do męża przez cały tydzień, ale gdy przyniósł jej ogromny bukiet herbacianych róż i zaplanował rejs jachtem wynajętym specjalnie dla nich, nie mogła się dłużej na niego gniewać. 
Mimo złego nastroju uśmiechnęła się do siebie. Jej ukochany zawsze potrafił ją zaskakiwać. Posłała mu smutne spojrzenie, ale nie zauważył tego. Zapukał właśnie do drzwi wejściowych, a po chwili otworzyła je wysoka kobieta o średniej długości blond włosach, ciemnozielonych oczach i, na co Hermionia od razu zwróciła uwagę, sztucznych piersiach. Był to oczywiście nie kto inny, jak Dafne Nott.
Rzuciła się z ramionami na Dracona, który odwzajemnił uścisk i delikatnie się uśmiechnął.
-Draco! Jak miło cię widzieć! Tak dawno nie rozmawialiśmy. Mamy tyle do nadrobienia! - zawołała entuzjastycznie, kompletnie ignorując Hermionę. Ta obserwowała tę scenę z mieszaniną złości i politowania. Widząc nienaganny wygląd byłej Ślizgonki, pożałowała, że zrezygnowała z tamtej sukienki. Na Merlina, przecież wszyscy ją wyśmieją!
Gdy chciała rzucić uwagę  blondynce, że ona też tutaj stoi, zjawił się Teodor. Na jego widok szczerze się ucieszyła. Bardzo miło wspominała tego człowieka. Lubili swoje towarzystwo za czasów Hogwartu. Oboje byli inteligentni, więc mogli rozmawiać na różne tematy w bibliotece lub tez Pokoju Wspólnym Ślizgonów, w którym na ostatnim roku Hermiona często przebywała. Raz nawet Draco zarzucił jej, że więcej czasu spędza z Nottem, niż z nim. Ona jednak nigdy nie czuła do tego Ślizgona nic poza stosunkami przyjacielskimi.
Uściskała go serdecznie i starała się ignorować Dafne wiszącą na ramieniu jej męża. Para zaprowadziła ich do stołu, przy którym siedziała już Astoria w towarzystwie narzeczonego, Terry'ego Boota, a także Terence i Goyle, obok którego Hermionie przypadło usiąść.
Przez cały wieczór miała fatalny humor. Dafne była coraz bardziej nachalna w stosunku do Malfoy'a, a jemu zdawało się to w ogóle nie przeszkadzać. Siedział tylko i wpatrywał się intensywnie w jeden punkt. Teodor, który w ogóle nie zwracał na nich uwagi, opowiadał o czymś Terence'owi, żywo gestykulując. Astoria rozmawiała ze swoim narzeczonym, co jakiś czas zagadując swoją siostrę. Chcąc nie chcąc, Hermiona była skazana na Goyle'a, który, już sam nieźle wstawiony, co chwilę proponował jej "kieliszeczka" i czynił sprośne uwagi wobec niej. Gdy zobaczyła, jak Dafne szepce coś do ucha Draconowi, a on się delikatnie uśmiecha, przyjęła propozycję Gregory'ego  i wypiła dwie szklanki Ognistej z rzędu.
-Hermiono, muszę ci wyznać, że prawie nic się nie zmieniłaś- usłyszała głos blondynki.- Nadal jesteś piegowata i masz takie chude ręce. Przybyło ci tylko kilka zmarszczek, ale nie martw się, bo temu i tak nie da się zaradzić. Mogę ci jednak udzielić kilka rad, jak ich uniknąć.- Szatynka uśmiechnęła się tylko sztucznie, ale nic na to nie odpowiedziała.
Około godziny 22 Astoria i Terry teleportowali się do siebie. Nott i Higgs również gdzieś zniknęli. Pani domu zaproponowała Malfoy'owi spacer po ogrodzie, a ten ochoczo się zgodził.
-Zupełnie jak w szóstej klasie- powiedziała blondynka, zanim jeszcze wyszli.
Pijanej Hermionie było wszystko jedno. Nie słuchała tego, co mówi do niej Goyle. Patrzyła przez okno na męża, ktorego Dafne trzymała pod ramię. Wpatrywał się w księżyc wiszący na niebie. 
Brązowooka wstała od stołu i  ruszyła na zewnątrz, żeby się teleportować. Ostatnim, co zobaczyła, była zdziwiona mina Dracona, który właśnie wracał do dworku.


***

Znalazła się w średniej wielkości pomieszczeniu. Był to przytulny pokój przeznaczony tylko dla niej. Mieściło się tam kilka regałów z książkami, barek, toaletka i kanapa. Usiadła na niej, rozejrzała się po swoim azylu i zaczęła gorzko płakać. 
Draco już jej nie kocha! Żałuje, że zerwał z Dafne i związał się z taką mało urodziwą szlamą. Podczas tego spaceru na pewno wspominali czasy, w których byli taką wspaniałą parą. Najchętniej by do nich wrócili.
Nie takiej rocznicy się spodziewała. Myślała o niej już od kilku tygodni, liczyła na coś wyjątkowego. 
-Z pewnością zapamiętam ją na długo- stwierdziła z goryczą i uśmiechnęła się szaleńczo.
Podeszła do toaletki i z szuflady wyciągnęła mały pakunek. Był to prezent, jaki przygotowała dla Dracona. Kupiła mu Złotego Znicza wykonanego specjalnie na jej zamówienie. Zaczarowano go tak, by otwierał się tylko wtedy, gdy dotknie go jej mąż lub ona. W środku wygrawerowany miał napis "H&D".
Patrzyła na przedmiot przez chwilę, a potem wrzuciła go szybko z powrotem do szuflady i zamknęła ją na klucz. Podeszła do barku i nalała sobie Ognistej Whiskey do szklanki. Cieszyła się, że dzieci jej teraz nie widzą. Nie chciałaby, żeby zobaczyły ją w takim stanie. 
Nie wiedziała, jak teraz będzie wyglądać jej rodzina, czy ona i Draco się rozwiodą, i jak przeżyją to Scorpius, Una i Daisy. Liczyła, że mimo wszystko do tego nie dojdzie. Przecież ona nadal kochała go tak samo mocno jak wtedy, na siódmym roku.
Odłożyła szklankę i opadła na kanapę. Pragnęła zapaść w sen, który dałby jej spokój choć na chwilę. Zmęczona zamknęła oczy.


***

Obudziło ją ćwierkanie ptaka za oknem. Podniosła się do pozycji siedzącej i zdziwiona zauważyła, że już nastał świt. Niemal od razu powróciły do niej wspomnienia z poprzedniego wieczoru. Złapała się za głowę.Wstała z kanapy i podeszła do toaletki. Zniesmaczona spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Miała podkrążone oczy, tusz całkowicie rozmazał się na jej twarzy. Włosy powychodziły z koka, który już ledwie się trzymał, i opadały jej na twarz.
Uznała, że powinna coś ze sobą zrobić, by Draco nie zorientował się, że przez niego płakała. Chciała mu pokazać, że jest twarda i niewiele ruszyło ją jego zachowanie. Oczywiście było na odwrót, ale ona nie mogła rozpaczać. Teraz powinna być twarda i zdecydowana, skoro być może zbliża się koniec jej małżeństwa.
Wyszła cicho ze swojego pokoiku, do którego nikt poza nią nie miał wstępu. Ruszyła do łazienki, która znajdowała się na końcu korytarza. Po drodze postanowiła zajrzeć do sypialni i zobaczyć, czy jej mąż jeszcze śpi. Delikatnie uchyliła drzwi, ale Dracona nie było w łóżku. A co jeśli został z Dafne na całą noc? Nie, aż tak daleko by się nie posunął. Pewnie znowu przesiaduje w swoim gabinecie i nie wyjdzie stamtąd do wieczora. 
Westchnęła i zaczęła iść dalej. Stanęła jednak jak wryta, gdy usłyszała za plecami wesoły głos męża.
-Hermiono?
Zaklęła w myślach. Niestety, zobaczy ją w takim stanie. Musi coś wymyślić. Odwróciła się powoli i ujrzała  go z szerokim uśmiechem na twarzy i błyszczącymi oczami. Rzuciła mu obojętne spojrzenie.
-Cześć. Jak się wczoraj bawiłeś? - Była zła na siebie, że głos jej zadrżał. 
Nie odpowiedział jej na pytanie, tylko zmarszczył brwi,
-Płakałaś- bardziej stwierdził niż zapytał.- Dlaczego?
'I ty masz jeszcze czelność o to pytać'- oburzyła się w myślach. Przybrała najbardziej fałszywy uśmiech, na jaki było ją stać i powiedziała:
-Wydaje ci się.- Wiedziała doskonale, że jej nie uwierzy, ale za żadne skarby nie zamierzała podać mu prawdziwego powodu jej przykrego nastroju.
Pokiwał posępnie głową, ale po chwili znów się rozpromienił i oznajmił:
-Czekam na ciebie w kuchni, masz dziesięć minut.- I puścił jej oczko.
Zdziwiło ją to i nawet lekko zaciekawiło. Nie zmieniało to jednak faktu, że była zła, rozgoryczona i nie mogła przestać myśleć o poprzedniej nocy.
Skierowała się z powrotem do sypialni, gdzie wyjęła z szafy potrzebne jej ubrania. Nadal miała na sobie żółtą sukienkę, której Draco nie lubił. Poszła do łazienki, a tam przebrała się w lekko wypłowiałe jeansy, t-shirt, który nosiła jeszcze za czasów Hogwartu, i siwą bluzę z kapturem. Zmyła z twarzy resztki makijażu, umyła zęby i związała włosy w wysokiego kucyka.
Odetchnęła głęboko i powoli ruszyła w stronę schodów. Gdy jej mąż przekaże jej to, co ma do powiedzenia, ona natychmiast uda się po dzieci. Spędzi z nimi miło dzień, będzie udawać, że wszystko jest w porządku i nie dopuści do tego, by zobaczyły, że pomiędzy nią a ich ojcem dzieje się coś złego.
Szła już w stronę kuchni, kiedy z jadalni dobiegł ją rozbawiony głos:
-Tutaj jestem.
Weszła do środka i nie mogła uwierzyć własnym oczom.

***

Z wrażenia aż zakręciło jej się w głowie. Stół był nakryty dla dwóch osób. Stało na nim mnóstwo potraw odpowiednich do zjedzenia śniadania. Były zwyczajne, ale wyglądały naprawdę apetycznie i gdy Hermiona na nie patrzyła, czuła, jak żołądek skręca jej się z głodu. Zauważyła też świeże kwiaty w wazonie oraz świeczki palące się na komodzie po lewej stronie. W pomieszczeniu czuła mieszankę zapachu tych wspaniałych dań, kwiatów, świecy, a także ulubionych perfum jej męża, który stał i przyglądał się jej reakcji z szerokim uśmiechem.
Musiała przyznać, że wyglądał i pachniał naprawdę pociągająco. Miał na sobie ciemne spodnie oraz błękitną koszulę, która podkreślała kolor jego oczu i Hermionie zrobiło się wręcz głupio z powodu jej opłakanego stanu. Zarumieniła się delikatnie i zaczęła pstrykać palcami ze zdenerwowania.
-Śniadanie rocznicowe dla mojej pięknej i cudownej żony!- usłyszała jego głos i aż zabrakło jej powietrza. Czy ona się przesłyszała? Podniosła głowę i z szeroko otwartą buzią patrzyła się na wyraźnie zadowolonego z siebie Dracona.- Sam wszystko przygotowałem. Podoba ci się?
-Nasza rocznica była wczoraj- palnęła, bo nic innego nie przyszło jej do głowy. Czy jej mężowi przypomniało się dzisiaj rano? Najwidoczniej tak.
-Tak, wiem- odpowiedział niezrażony. Odsunął jej krzesło, po czym ujął jej dłoń i zaprowadził ją do stołu. Kiedy usiadła, wsunął je z powrotem.- Ale wczoraj była ta cała nieudana kolacja, a wcześniej miałem sporo pracy- wyjaśnił i nalał jej wina do kieliszka, a potem sam zajął miejsce i patrzył na nią jak w jakiś obrazek.- Kiedy wróciłem, ty już spałaś, a nie chciałem cię budzić.
-Nieudana?- zdziwiła się.- Myślałam, że bawiłeś się całkiem nieźle- powiedziała, a w jej głosie nie dało się nie dosłyszeć nuty goryczy i urazy. Jednocześnie zarumieniła się pod wpływem jego natarczywego wzroku.
-Och, przez cały czas myślałem o tej operacji... I w dodatku musiałem słuchać paplaniny Dafne. Nic się nie zmieniła, doprawdy, jest tak samo wredna i tępa jak kiedyś. Może jedynie była trochę naturalniejsza- powiedział z niesmakiem.- Och, Hermiono, tak się cieszę, że ty nigdy nie przesadzasz z makijażem i nie przychodzą ci do głowy jakieś głupie operacje plastyczne, bo jak dla mnie jesteś idealna.
Słowa Dracona zadziałały na nią tak, że aż zakrztusiła się jedzeniem, które miała w buzi i przez jakieś kilka minut nie potrafiła dojść do siebie. On cierpliwie pukał ją po plecach, pomagając jej zażegnać ten atak kaszlu.
Gdy się uspokoiła, chciała jakoś na to odpowiedzieć, ale nie wiedziała, o co zapytać w pierwszej kolejności. Draco jednak znowu ją ubiegł.
-Chciałbym ci coś dać.- Uśmiechnął się do niej tajemniczo, podszedł do komody i wyciągnął z niej małe, ładnie ozdobione pudełeczko.- Przepraszam, że dopiero teraz, ale przesyłka doszła dzisiaj rano. Sprowadzano to specjalnie dla mnie z Azji, tutaj, w Anglii, niestety tego nie dostaniesz- tłumaczył, a ona coraz bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że to wszystko jej się śni.
Drżącymi rękami otwierała pudełeczko, a gdy zobaczyła, co znajduje się w środku, poczuła, że robi jej się słabo. Wyjęła z niego naszyjnik z białego złota z małym, szklanym wisiorkiem w kształcie łezki. A w środku wisiorka...
-To... To niemożliwe- wyjąkała wgapiając się w srebrzystą, błyszczącą ciecz.
-Tak, najprawdziwsza krew jednorożca- potwierdził jej przypuszczenia, kładąc jej rękę na ramieniu.- Podoba ci się?
-Jest przepiękny, ale... musiał kosztować majątek. Ja chyba nie mogę go przyjąć.
-Jesteś moją żoną, a mąż powinien robić drogie prezenty swojej żonie. Tym bardziej, gdy nadarzy się taka wyjątkowa okazja. -Wziął od niej naszyjnik, odgarnął jej włosy i zapiął go na jej smukłej szyi. Po chwili nachylił się i zaczął ją po niej całować.- Wyglądasz w nim prześlicznie. Minęło dziesięć lat, a ja nadal kocham cię jak wariat- mówił między pocałunkami.
-Ja... ja też coś dla ciebie mam- powiedziała przymykając oczy. Było jej tak przyjemnie. On odsunął się od niej i spojrzał na nią z zaciekawieniem.
-W takim razie dlaczego mi tego nie dałaś?- zapytał, ale nie był zły, tylko po prostu zdziwiony.
-Bo... bo ja... - jąkała się. W końcu odetchnęła głęboko i postanowiła wyznać mu prawdę.- Byłam pewna, że zapomniałeś o naszej rocznicy. Zrobiło mi się strasznie przykro, ale jednocześnie zezłościłam się i w dodatku tak świetnie bawiłeś się z Dafne, a na mnie nie zwracałeś uwagi...- Spuściła wzrok i zarumieniła się ogniście. Czuła się teraz tak głupio. On patrzył na nią kompletnie zdezorientowany.
-Jak mógłbym zapomnieć o naszej dziesiątej rocznicy ślubu? Fakt, ciągle przejmowałem się tą operacją, ale o wczorajszym dniu też sporo myślałem... Bałem się, że prezent nie dotrze na czas i w sumie słusznie.- Westchnął niezadowolony.
-Zaraz, zaraz. Jaką operacją?
-Naprawdę nic ci nie powiedziałem? Och, byłem taki rozkojarzony. Nie zauważyłaś, że ostatnio zachowywałem się dziwnie i byłem trochę nieobecny?
-Zauważyłam- przyznała szczerze, nie chcąc na niego bardziej naskakiwać.
-Niecały miesiąc temu do naszego szpitala trafił człowiek, który był torturowany przez jednego z byłych Śmierciożerców. Szmaciarz trafił do Azkabanu, ale z mężczyzną było naprawdę bardzo źle. Był w podobnym stanie, co rodzice Longbottoma- powiedział, chcąc przybliżyć jej sytuację.- Inni uzdrowiciele zgodnie stwierdzili, że nie da mu zbytnio pomóc, zwłaszcza, że stracił pamięć. Ja jednak postanowiłem więcej na ten temat poczytać. Zacząłem węszyć, zagłębiałem się w stare księgi, szukając jakiegoś rozwiązania. Ten Śmierciożerca... był przyjacielem mojego ojca- powiedział z pogardą.- Czułem się w jakiś sposób zobowiązany pomóc tamtemu człowiekowi- opowiadał, a Hermiona delikatnie złapała go za dłoń. - Po jakimś czasie udało mi się znaleźć jedno wyjście, ale było bardzo ryzykowne. Wiązało się z długim i dokładnym zabiegiem przy użyciu nie tylko zaklęć, ale też eliksirów. Były również potrzebne trudne do zdobycia składniki. Omówiłem tę sprawę z moimi współpracownikami i byli do tego sceptycznie nastawieni. Namówiłem ich jednak, ale pod warunkiem, że gdyby coś poszło nie tak, ponosiłbym całkowitą odpowiedzialność. Stwierdziłem jednak, że nie nadaję się do tak trudnej operacji, dlatego sprowadziłem najlepszych magomedyków, by ją przeprowadzili.
-Merlinie! To dlatego tak zmizerniałeś i w ogóle nie spędzałeś z nami czasu- powiedziała Hermiona głaszcząc go po dłoni i wpatrując się w niego troskliwie.
-Tak, przepraszam cię za to. Po prostu cały czas o tym myślałem. Bałem się konsekwencji, ale czułem, że wszystko będzie w porządku. Dlatego chciałem przyjąć zaproszenie od Teodora- żeby chociaż na chwilę się od tego oderwać. Zabieg zaplanowano na wczoraj. Nawet nie wiesz, jaki byłem zdenerwowany. Przez całą kolację nie mogłem się skupić na tym, co mówi do mnie Dafne. W sumie może to dobrze? Raczej nie miała nic inteligentnego do powiedzenia- stwierdził po chwili namysłu, a Hermiona zachichotała.- Na szczęście gdy tylko wróciłem do domu, dostałem sowę, że operacja się udała, nie było żadnych powikłań, a pacjent czuje się dobrze. Teraz tylko trzeba czekać na stopniową poprawę, odzyska pamięć prawie całkowicie za kilka miesięcy.
-Och, Draco!- Hermiona zarzuciła ręce na jego szyję i pocałowała go czule. Tak dawno nie smakowała tych ust.- Byłam taka samolubna. Myślałam, że przestałeś mnie kochać i zachowywałam się dziecinnie, zamiast zapytać, co cię trapi. Gdybym tylko wiedziała!- Po jej policzkach zaczęły płynąć łzy szczęścia, a na jej twarzy gościł szeroki uśmiech.
-Ty naprawdę myślałaś, że przestałem cię kochać?- zapytał z niedowierzaniem, ale był rozbawiony jej zachowaniem. Położył ręce na jej talii.- To dlatego płakałaś i wyszłaś tak wcześnie?- Przytaknęła.- Wracając do Dafne... Byłaś o nią zazdrosna, prawda?- Uśmiechnął się szelmowsko, jak to często miał w zwyczaju. Między innymi za te uśmiechy go pokochała. Przewróciła oczami.
-Tak, i to cholernie- przyznała ze śmiechem, a on wydawał się usatysfakcjonowany.- Swoją drogą dziwię się, że ktoś taki jak Teodor ma ją za żonę. I w ogóle nie przeszkadza mu, jak na jego oczach wyraźnie przystawia się do cudzych mężów- powiedziała z niezadowoleniem.
-Ty nic nie zauważyłaś, prawda?- zapytał, a ona pokręciła głową, nic nie rozumiejąc. - Teodor jest gejem. - Oczy Hermiony miały rozmiar galeonów.- Spotyka się z Terencem. Te całe małżeństwo to tylko przykrywka. Nie chce, żeby go wytykali palcami w pracy. Nie powiedziałem ci o tym, bo Teo pragnął zachować to w jak najskrytszej tajemnicy. Nawet jego rodzice o tym nie wiedzą, chociaż nie przepadają za swoją synową. Właśnie o to pokłócił się z Blaisem- on namawiał go, by tamten się przyznał, ale Teodor oczywiście nie chciał, na co Diabeł wytknął mu, że jest tchórzem. Mimo, że miał rację, Teo był zbyt urażony, żeby go przeprosić. 
-Naprawdę trudno mi w to wszystko uwierzyć, ale to nawet ma sens- wydukała szatynka, próbując jakoś przetrawić te informacje.
-Osobiście uważam, że ta cała szopka jest niepotrzebna, ale to w końcu ich życie i nie będę się do tego wtrącać. -Blondyn wzruszył ramionami.
-I Dafne tak po prostu się na to wszystko zgodziła?
-Teo zaproponował jej sporą sumkę galeonów. Poza tym nie musi nic robić, wydaje fortunę na ciuchy i kosmetyki, spotyka się z facetami. Czego ona może chcieć więcej od życia?
-Fakt, takie zachowanie do niej pasuje. - stwierdziła pani Malfoy.- A teraz chodź.- Złapała męża za rękę i pociągnęła w stronę drzwi.

***

Gdy zobaczył prezent, jaki dla niego przygotowała, był zachwycony. Podziękował jej długim i namiętnym pocałunkiem i na rękach zaniósł ją do sypialni, by tam kontynuować czułości. 
Leżała na łóżku w samej bieliźnie, a on obdarzał pocałunkami każdy skrawek jej pięknego ciała. Przerwał nagle i zmarszczył czoło, wywołując u niej grymas niezadowolenia.
-Najpierw musisz mi obiecać, że spełnisz jedną moją prośbę.
-Jaką prośbę? Byle szybko- odpowiedziała spragniona jego dotyku, na co on się zaśmiał, ale po chwili z powrotem spoważniał.
-Możesz nie zakładać już nigdy tej żółtej sukienki? W innych wyglądasz dużo lepiej, a ja nie znoszę tego koloru. Poza tym cały czas mam przed oczami ciebie i śliniącego się na twój widok Goyle'a.
Hermiona roześmiała się głośno.
-Obiecuję.- Uśmiechęła się do niego.- A teraz kontynuuj, dopóki nie ma dzieci w domu. Wieczorem muszę je odebrać od Ginny.
Nie kazał jej dłużej czekać.

♦♦♦

Hej, hej! Wiem, że baardzo długo nie dawałam o sobie znać, ale spoko, żyję :D 
Mimo wszystko mam nadzieję, że chociaż kilka osób przeczyta tę miniaturkę, bo myślę, że jest lepsza od poprzednich i trochę się napracowałam.
Nie będę usprawiedliwiać mojej długiej nieobecności, po prostu- jak mam wenę, to piszę, tyle :D 
Mam nawet sporo pomysłów, ale nie zawsze umiem je przenieść na papier, że tak powiem :)
Mam kilka zaczętych miniaturek i postaram się dodawać częściej .
Czekam na Wasze opinie,

#Iryna.

wtorek, 19 sierpnia 2014

2. Rozwód


Dwudziestodwuletnia Hermiona Granger wróciła z kancelarii i opadła na fotel, głośno wzdychając. Była zmęczona po ciężkim dniu pracy. Na jutro umówiła się  z koleżanką z czasów szkolnych- Luną Lovegood. Znajoma poprosiła ją o spotkanie, jednak uprzedziła, że nie w celach towarzyskich. Kobieta spojrzała na ogień trzaskający w kominku i zastanawiała się, o co też może chodzić. Rozmyślania przerwała jej mała dziewczynka o burzy brązowych loków i stalowych tęczówkach.
-Mamusiu, nareszcie wróciłaś!-za dzieckiem do pokoju weszła Ginny, najlepsza przyjaciółka Hermiony.
-Cześć kochanie. Jak było z ciocią Ginny?
-Super! Zabrała mnie dzisiaj na spacer i na lody. Ale tęskniłam za tobą. 
-Ja za tobą też. Ginny, dziękuję, że zaopiekowałaś się małą. Naprawdę nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła, jesteś wspaniałą przyjaciółką. 
-Nie ma za co. Ja będę już lecieć, do zobaczenia.
-No, trzymaj się i pozdrów Blaisa. - pocałowała przyjaciółkę w policzek, która po chwili wyszła.
-Mamusiu, jutro masz wolne, prawda?- dziecko popatrzyło na nią błagalnie swoimi dużymi oczami.
Za każdym razem gdy kobieta się w nich zagłębiała, powracały do niej wspomnienia, o których wolałaby zapomnieć. Tym razem znowu tak było...

Zapukała do dormitorium chłopaka. Przyszła  powiedzieć mu o ciąży. Nie wiedziała, jak jej ukochany zareaguje, ale była pewna, że wszystko im się ułoży. Na jej twarzy widniał uśmiech. Po chwili drzwi otworzyły się i zobaczyła wysokiego blondyna. Chciała go pocałować na powitanie, jednak on ją od siebie odepchnął.
-Coś się stało? Wiesz, Draco, muszę ci coś powiedzieć. Ja...
-Nie, Hermiono - przerwał jej- To ja muszę ci coś powiedzieć. Niestety musimy przestać się spotykać. To nie miało sensu. Tak właściwie nigdy cię nie kochałem. - wiedział, że wbija jej nóż w serce, ale nie miał innego wyjścia. - Najlepiej będzie, gdy się rozstaniemy.
W jej oczach pojawiły się łzy, których nie potrafiła zatrzymać.
-Ty.., ty... Nienawidzę cię, rozumiesz?! Nie chcę cię już więcej widzieć! - wybiegła z płaczem z jego dormitorium. 
Zabolały go jej słowa. Ale wiedział, że postąpił słusznie i w ten sposób ją ochroni. Kiedyś jej to jakoś wszystko wytłumaczy...

Oczy kobiety się zaszkliły. Nie mogła o tym myśleć. Mimo, że minęły już cztery lata, ona nadal go kochała i zupełnie nie rozumiała jego postępowania. Pokręciła głową. Musiała być silna, dla córki. Dla córki, o której istnieniu on w ogóle nie wie.
-Niestety, jutro jestem umówiona z ciocią Luną. Ale obiecuję, że pojutrze spędzimy cały dzień razem, ok?
-No dobrze.- mała Grace była lekko rozczarowana, ale zgodziła się na taki układ.
-No, a teraz leć spać.  - ucałowała dziewczynkę- Dobranoc.

***
Następnego dnia w kawiarni na Pokątnej Hermiona czekała  zniecierpliwiona na Lunę. Grace zostawiła pod opieką Ginny. Po chwili blondynka się zjawiła i kobiety wymieniły serdeczne uściski. 
-Luna! Tak dawno cię nie widziałam. Powiedz mi, jaki jest powód tego spotkania?
-Cześć Hermiono. Może usiądziemy? Słyszałam, że masz własną kancelarię prawniczą. Właśnie dlatego chciałam się spotkać. Mam do ciebie prośbę.
-Jaką? - Hermiona nie kryła swojego zaciekawienia.
-Rozwodzę się z Teodorem. Chciałabym, żebyś była moim adwokatem. Oczywiście zapłacę. Pomożesz mi?
-Oczywiście, że ci pomogę, ale właściwie czemu chcesz się z nim rozwieść?
-Widziałam, jak całuje się z inną kobietą. - na to wspomnienie pod jej powiekami pojawiły się łzy- Nie ma o czym rozmawiać, nie chcę go znać. Boję się tylko, że nie będzie chciał dać mi rozwodu. On się tłumaczył, że to nic dla niego nie znaczyło, że się upił i nawet nie pamięta, co się wtedy działo. Ja mu nie wierzę, nawet jeśli ciągle powtarza mi, że mnie kocha. Tylko, że my mamy małego synka. Na pewno bardzo to przeżyje. I chcę, by zamieszkał ze mną. Na pewno nie oddam go Teodorowi.
-Obiecuję ci, że wygramy tę sprawę. Zrobię wszystko, co w mojej mocy. Dostaniesz ten rozwód. - szatynka była zdeterminowana. Nienawidziła mężczyzn, którzy są niewierni. Zwłaszcza, że wiedziała, jak to jest wychowywać samotnie dziecko. - Na początku porozmawiam z jego prawnikiem. Może uda to się załatwić jakoś w miarę ugodowo. Jeśli nie, to spróbuję dostać się do kobiety, z którą cię zdradził i z nią porozmawiam. Może dowiem się czegoś więcej. Wiesz kto to był?
-Widziałam ją z daleka, ale wiem, że chodziła z nami do szkoły. Była wysoka, szczupła i miała blond włosy. Tyle mogę ci na jej temat powiedzieć. 
-Znajdę ją. Rozumiem, że Teodor wie już o rozwodzie i wynajął prawnika?
-Tak.
-Umówię się z nim na sobotę. Muszę już iść, będziemy w kontakcie. I głowa do góry, wszystko będzie dobrze.
-Ale Hermiono…. Jest coś jeszcze. Bo.. ja jestem w ciąży. Ale nie chcę, żeby Teodor się o tym dowiedział. – szatynka tylko kiwnęła głową i odeszła.


***

- No dobrze mamo, już trudno. Bawcie się dobrze. 
Hermiona od dwóch godzin próbowała załatwić małej Grace opiekę. Niestety, nikt nie mógł zostać z dziewczynką. Pozostało jej tylko wziąć małą na spotkanie z prawnikiem Teodora. Mężczyzna będzie na nią czekał w Dziurawym Kotle, ma go poznać po czerwonym kwiatku w butonierce.
-Grace! Ubieraj się. Wychodzimy. Dzisiaj idziesz ze mną. Tylko zachowuj się tam grzecznie, żebym nie musiała ci zwracać uwagi.
-Dobrze mamo. - dziewczynka cieszyła się z tego, że pójdzie z mamą. Zawsze chciała zobaczyć, jak wygląda jej praca.


Matka z córką weszły do Dziurawego Kotła. Kobieta zaczęła się rozglądać i w końcu ujrzała jego... Nie widziała go 4 lata. Jego włosy pociemniały, a rysy twarzy zaostrzyły się. Z niechęcią przyznała, że wyprzystojniał. Miał na sobie czarny garnitur i co najgorsze... czerwonego kwiatka w butonierce. Jej szczęka opadła w dół. Na pewno nie miała teraz inteligentnego wyrazu twarzy. 
'Nie, to nie może być prawda.'- powtarzała w myślach. 'Tylko nie on'.
-Mamo?- z rozmyślań wyrwał ją głos córki.- Gdzie jest ten pan?
Głośno przełknęła ślinę. Mocno złapała córkę za rączkę. 'Co ma być, to będzie.' - mruknęła i zaczęła kierować się w stronę jego stolika.


***

Rozglądał się z zainteresowaniem po pomieszczeniu. Wiedział, że jego przeciwniczką będzie kobieta. Był bardzo ciekawy, kim ona jest i jak będzie wyglądać. Do tej pory nie zauważył żadnej, która zwróciłaby jego uwagę. On miał swój ideał, który nie zmieniał się od kilku lat... Znowu zaczął o niej myśleć. Robił to praktycznie codziennie odkąd się rozstali. Teraz już wiedział, że popełnił wtedy ogromny błąd. Stracił szansę na szczęście. Nigdy by tego nie zrobił, gdyby nie jego ojciec. Groził, że jeśli nie zerwie kontaktów z Hermioną, zabije ją i jej rodziców. Wtedy uważał, że nie ma innego wyjścia. Była dla niego najważniejsza i bał się, że ją straci. Teraz, po śmierci ojca, doszedł do wniosku, że to najgłupsza rzecz, jaką zrobił. Niestety w tej chwili nic na to nie poradzi. 
Odwrócił głowę w stronę wejścia i ją zobaczył. Nie mógł w to uwierzyć. Zmierzała w jego kierunku. Czy to możliwe, że to ona jest tym drugim prawnikiem? Jednocześnie bał się i pragnął rozmowy z nią. W jednej sekundzie wszystkie uczucia do niej powróciły. Zdziwił go widok dziecka u jej boku. Z tego co wiedział od Blaisa nikogo sobie nie znalazła po rozstaniu. Poczuł ukłucie w sercu na myśl, że ma dziecko z innym. W końcu kobieta znalazła się przy jego stoliku.
-Dzień dobry panie...? - udawała, że widzi go pierwszy raz na oczy.
-Malfoy.- spojrzał na nią odważnie i pocałował ją w rękę.- Miło panią widzieć pani...?
-Granger. 
-Widzę, że nie ma pani obrączki na palcu. To znaczy, że jest pani samotna? To dziwne, że taka piękna kobieta nie znalazła sobie partnera.
-Myślę, że to nie jest pana sprawa, panie Malfoy.- syknęła- Z tego co wiem, to przyszliśmy tu rozmawiać o interesach. 
-Ach tak. To dlaczego przyprowadziła pani na to spotkanie dziecko?- uniósł do góry jedną brew.
- Wiem, że to nieprofesjonalne, ale niestety nie znalazłam dla niej opieki na dzisiaj. Widzi pan, wychowuję ją sama, a jej ojciec nawet nie wie o jej istnieniu.
Mężczyzna dopiero teraz przyjrzał się uważnie dziewczynce. Miała burzę brązowych loków, ten sam zadarty nosek, co matka i malinowe usta. 'Mała Granger'.-pomyślał.  Ale jej oczy nie dawały mu spokoju. Były stalowoszare. Zupełnie takie jak jego. I jeszcze te słowa, które odbijały się echem w jego głowie: "Jej ojciec nie wie o jej istnieniu." To nie może być jego dziecko, ona na pewno by mu o tym powiedziała.
-Cześć. - zwrócił się do dziewczynki- Mam na imię Draco. A ty?
-Grace. - uśmiechnęła się do niego- Znasz moją mamę?
-Tak, nawet całkiem dobrze. Ale twojego taty niestety nie.
-Nic dziwnego. Nawet ja go nie znam. Mama mówi, że zostawił nas i nie wróci, ale sobie poradzimy. Moja mamusia to dzielna kobieta.
-Może już tego wystarczy, co?- Hermiona wtrąciła się do rozmowy- Po co ci te informacje? Daj nam święty spokój. 
-Grace, mogłabyś wyjść na chwilę pobawić się na placu zabaw? Chcialbym porozmawiać z twoją mamą. Będziemy cię obserwować przez okno.
-No dobrze. - dziecko pobiegło na plac zabaw, a dorośli zostali sami. 
Draco przeszywał wzrokiem Hermionę, która czuła się bardzo zakłopotana.
-Czemu mi nie powiedziałas? - zapytał w końcu po chwili milczenia.
-Zrozum mnie, zostawiłeś mnie, tak było lepiej.
-Nie, nie rozumiem. Powinienem zrobić ci teraz awanturę, ale jednak sam sobie zawiniłem.
-Ja naprawdę chciałam ci wszystko powiedzieć. Pamiętasz dzień, w którym mnie porzuciłeś?- to było głupie pytanie. Doskonale pamięta ten dzień. Pokiwał głową. - Przyszłam do twojego dormitorium, bo dowiedziałam się o ciąży pół godziny wcześniej...
Był zszokowany tą informacją. Czuł się podle, a w myślach wyzywał się od najgorszych.
-Na-naprawdę?
-Tak. - mówiła to wszystko nadzwyczaj spokojnie, ale w jej głosie wyczuwało się ból i rozpacz.
Poczuł się jak najgorszy dupek. Wolałby, żeby na niego krzyczała, byle tylko nie słyszeć smutku w jej głosie.
-Przepraszam.- wyszeptał.
-Nie chcę do tego wracać. To tylko twoja wina, to ty wybrałeś. Myślałam, że chociaż trochę mnie kochałeś, ale jak widać się myliłam. Mieliśmy rozmawiać o interesach, ale widzę już, że się nie dogadamy.  I wcale nie zamierzam rezygnować z tej sprawy. Wręcz przeciwnie, zrobię wszystko, żeby wygrać. Do zobaczenia na sali sądowej, panie Malfoy. - wyszła z lokalu i skierowała się w stronę pobliskiego placu zabaw. -Grace, idziemy.
-Tak szybko? Mamo, a kim był ten pan?
-Nikt ważny. - powiedziała kobieta łapiąc dziewczynkę za rękę i po chwili się teleportowały.

***

Wrócił do domu kompletnie pijany. Po rozmowie z Hermioną został w Dziurawym Kotle i opróżnił kilka butelek Ognistej. Nie mógł uwierzyć w to, że ma córkę. W dodatku kiedy zobaczył ukochaną wszystkie jego wspomnienia powróciły ze zdwojoną siłą. Wiedział, że ta sprawa może wiele zmienić w jego życiu. Ale postanowił, że skoro już ją spotkał, nie zaprzepaści tego. Zrobi wszystko, by ją odzyskać.  Wyjął z kieszeni telefon komórkowy. Przekonał się już, że niektóre mugolskie wynalazki ułatwiają życie. Wybrał numer i po chwili powiedział:
-Blaise, będę u ciebie za dziesięć minut. Musimy porozmawiać, to ważne. Na razie.

***

Gdy położyła małą Grace do łóżka, weszła do salonu i wyciągnęła z barku Ognistą. Usiadła na kanapie, a w jej głowie kłębiły się tysiące myśli. Czemu on znowu pojawił się w jej życiu? Przecież po ich rozstaniu ułożyła sobie życie bez niego. A teraz on tak bezkarnie sobie wrócił i przewraca jej świat do góry nogami. Popłakała się. Nie tyle, co ze smutku, ale bezradności. Czuła, że ten człowiek nie zostawi jej w spokoju. Zwłaszcza, że dowiedział się o swojej córce. A co najgorsze, ona go polubiła.  I co ona ma teraz zrobić? Na początku zajmie się sprawą Luny. Właśnie, musi jutro powęszyć i znaleźć kobietę, z którą całował się Teodor. A gdy już wygra sprawę (bo tego była pewna), wyjedzie gdzieś razem z dzieckiem i odpocznie od tej całej sytuacji. Tylko… co będzie później? Nie może się wiecznie ukrywać. Musi się komuś wygadać, a tą osobą jak zawsze będzie Ginny.


***

-Diable! Zabiję cię! - ten krzyk można było usłyszeć w mieszkaniu państwa Zabinich.
-Ciebie też miło widzieć, Smoczku.
-Jakoś nie mam ochoty na głupie żarty- warknął blondyn.- Jest Ruda? – spojrzał w stronę drzwi do kuchni.
-Nie, przed chwilą teleportowała się do Hermiony. – odpowiedział Blaise.
-Może to i lepiej… A teraz powiedz mi, do jasnej cholery, czemu ukrywałeś przede mną fakt, że mam dziecko?!
-Smoku, usiądź… Nie denerwuj się tak i posłuchaj. Ginny i tak się dostało, że mi o tym powiedziała. Wyobraź sobie, co by było, gdybym się wygadał. Poza tym… wiem, że to głupio zabrzmi, ale Hermiona to moja przyjaciółka. I gdy ja o coś ją poproszę, to dotrzymuje obietnicy.
-Och, to przepraszam bardzo. – parsknął Draco.
-Czy ty myślisz, że dla mnie to było proste?- Blaise powoli zaczynał się denerwować. – Chciałem ci powiedzieć, i to kilka razy, ale jej zaufanie też jest dla mnie ważne. A ukrywanie tego nie było łatwe. Poza tym, to ty ją zostawiłeś, więc nie miej pretensji do wszystkich wokół.
-Doskonale wiesz, że nie miałem wyjścia. – syknął Malfoy. Ostatnie słowa przyjaciela go zezłościły. – Może lepiej byłoby, gdyby mój ojciec ją zabił, co?
-Wybacz, poniosło mnie trochę…. Ale już nie zmienisz tego, co było. Lepiej powiedz mi, co zamierzasz z tym wszystkim zrobić?
-To chyba oczywiste. Odzyskam kobietę mojego życia, a ty mi w tym pomożesz, przyjacielu. – odrzekł blondyn, a na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
-I to rozumiem. – mężczyźni przybili sobie piątkę.

***

Nazajutrz Hermiona obudziła się z bólem głowy. Ilość alkoholu wypitego wraz z Ginny dała o sobie znać. Opowiedziała przyjaciółce o wszystkich swoich troskach. Po zażyciu eliksiru na kaca poczuła się lepiej, ale nadal myślała o wczorajszym spotkaniu z ojcem jej dziecka oraz o tym, jak w bardzo beznadziejnej sytuacji się znajduje.  Postanowiła nie iść dziś do pracy i spędzić dzień razem z córką, tak jak obiecała. Uznała, że na razie zachowa w tajemnicy to, że „tamten pan” to tak naprawdę jej ojciec. Nie wiedziała, jak Gracie zareaguje na tę informację. Obawiała się tego, że dziewczynka będzie chciała utrzymywać kontakt z tatą, a czuła, że tak właśnie się stanie. I  jeszcze ta sprawa Luny… Merlinie, dopomóż. Zajmie się tym jutro. Teraz ma dzień na to, żeby się trochę zrelaksować w towarzystwie swojej pociechy.

***

-Wspaniale! Dziękuję za informację. Obserwuj ją dalej, ale myślę, że wygraną mamy w garści.  Zaraz poinformuję Notta.
Telefon, który przed chwilą otrzymał zdecydowanie poprawił mu humor, jeżeli to w ogóle było możliwe. Bo już od rana chodził cały w skowronkach. Dzień wcześniej ustalił z Blaisem plan działania – podejdzie do Granger po rozprawie, przeprosi ją i wszystko wyjaśni. Później zaprosi na kolację, wręczy jej kwiaty i pierścionek oraz poprosi o rękę. Wierzył, że im się ułoży. Jego plan nie mógł zawieść. Ale nie zamierzał oddać Granger wygranej. Co to, to na pewno nie. Poza tym lubił Notta już za czasów szkolnych i wiedział, że jego kolega nie kłamie. On naprawdę kochał tę całą Pomyluną. Dawniej by go wyśmiał, ale czy jego położenie nie było podobne? On też zakochał się w czarownicy nieczystej krwi, którą kiedyś gardził i wyśmiewał. Miłość sama wybiera i my nie mamy na to wpływu. Dlatego chciał, żeby jego kumpel też był szczęśliwy. Od początku nie mógł uwierzyć w to, że Teodor całował się z inną. Ale teraz zostało to wyjaśnione i wystarczy tylko dobrze przeprowadzić rozprawę. Z tymi myślami blondyn rozsiadł się wygodnie w skórzanym fotelu w jego gabinecie i zapalił cygaro.

***

-Dzień dobry, Hermiona Granger. Czy pan Nott jest u siebie?
-Nie, szef przed chwilą wyszedł. – odpowiedziała Dafne Greengrass, jego asystentka i uśmiechnęła się kpiąco w stronę szatynki. – Ale nie mamy przed sobą żadnych tajemnic, więc może pani mówić śmiało, a ja przekażę mu to na osobności.
‘Acha, już chyba wiem, kim była tamta blondynka’ – pomyślała Hermiona.
-Och, właściwie to nic ważnego. Ale mogłabym z panią zamienić kilka słów?

***

-Głowa do góry, Luno. Nie martw się. Nott to dupek i nie warto się tak smucić.
-Wiem… - blondynka pociągnęła nosem- ale nadal nie mogę w to uwierzyć… Ja go kochałam… Co ja gadam, ja nadal go kocham! – zaczęła płakać w ramię swojej koleżanki. Za chwilę miała zacząć się rozprawa rozwodowa. Na drugim końcu korytarza stał Draco Malfoy i rozmawiał luźno ze swoim klientem.  Byli spokojni. ‘Za spokojni’- przeszło przez myśl Hermionie, gdy na nich zerknęła. Ale ona miała Dafne Greengrass za świadka. I była pewna swojego zwycięstwa.

***

-Panie Malfoy, czy pański klient zgadza się na taki układ? – zapytała sędzina.
-Absolutnie nie. Mój klient kocha swoją żonę i nie chce kończyć tego małżeństwa.- mówiąc to patrzył się prosto na czerwoną ze złości twarz Hermiony.
-Dobrze,  a więc proszę pannę Granger o zabranie głosu.
-Dziękuję. Panie Malfoy, a czy pański klient kochał swoją żonę w momencie, kiedy zdradzał ją ze swoją sekretarką? Bo to chyba jednak nie jest dowód miłości. Może on w ogóle nigdy jej nie kochał? Bo gdyby tak było, nie spotykałby się z inną kobietą w czasie, kiedy jego żona opiekowała się ich małym synkiem! – jej oczy ciskały błyskawice w blondyna.
-Wysoki Sądzie, czy mogę coś powiedzieć?
-Proszę bardzo, panie Nott.
-Naprawdę nie wiem, co tamta kretynka o nas naopowiadała. Ja kocham tylko Lunę… Tamten pocałunek, to naprawdę nic dla mnie nie znaczyło. I to był jeden jedyny raz. Pech chciał, że Luna zrobiła mi akurat wtedy niezapowiedzianą wizytę w pracy. Gdybym wiedział…
-Mówi pan, że to zdarzyło się tylko raz. – Hermiona nie dawała za wygraną- Ale pańska sekretarka twierdzi co innego. Powołuję na świadka Dafne Greengrass. – wywołana blondynka weszła na salę, stanęła przy barierce i odpowiedziała na wszystkie formalne pytania zadane przez sędziego.
-Panno Greengrass, proszę mi powiedzieć, skąd zna pani Teodora? – szatynka postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce.
-Poznaliśmy się za czasów szkolnych. Już wtedy widać było, że jest mną zainteresowany. Kiedy z nim zerwałam, załamał się.
-Nie wymyślaj jakichś głupot.- przerwał jej Nott. – Chodziliśmy trzy dni i to ja z tobą zerwałem. To ty nie mogłaś się z tym pogodzić. Spotykanie się z tobą było chyba najgorszym błędem mojego życia.
-Tak? To niby dlaczego przyjąłeś mnie na stanowisko sekretarki bez żadnych kwalifikacji, co? Przyznaj się, lecisz na mnie.
-Chyba śnisz. Zrobiłem to tylko z litości. Przyznam, że miałem niewielkie wyrzuty po tym, jak cię rzuciłem i chciałem ci to jakoś wynagrodzić. Jak widać, byłem głupi.
-Dobrze. – wymianę zdań przerwała szatynka. - Moje kolejne pytanie brzmi: jak układały się stosunki pani i pani przełożonego?
-Hmm… na początku traktował mnie tylko jako pracownicę. Później nie wytrzymywał i się do mnie dobierał. Przyznam, że Teodor jest przystojnym mężczyzną, dlatego też nie przeszkadzało mi to. No cóż… potem było coraz ciekawiej.  Nasz romans trwał trzy miesiące, dopóki ta nienormalna nas nie nakryła.. – na te słowa powieki Luny niebezpiecznie zadrżały.
-Nie mam więcej pytań.
-Ja również, ale chciałbym powołać kolejnego świadka, Davida Collinsa. – powiedział Malfoy.
Po formalnościach blondyn zaczął zadawać mężczyźnie pytania:
-Panie Collins, jest pan pracownikiem mojego klienta, prawda?
-Zgadza się.
-Proszę powiedzieć. Czy zauważył pan jakiekolwiek oznaki romansu między pańskim szefem a jego sekretarką, Dafne Greengrass?
-Powiem to w ten sposób. Ona na pewno chciała go uwieść, ale on raczej nie zwracał na nią uwagi. Niejednokrotnie próbowała go poderwać. Zakładała krótkie spódniczki i bluzki z dużym dekoltem, żeby mu się przypodobać. Ale pan Nott był tym wszystkim tylko zażenowany.
-Czy kiedykolwiek widział pan mojego klienta i jego sekretarkę w jednoznacznej sytuacji?
-Nic takiego nie miało miejsca.
-Dziękuję, nie mam więcej pytań.
-To, że ich nie widział, nie znaczy, że tak nie było!- zdenerwowała się Hermiona. –Poza tym,  panie Malfoy, – zaakcentowała ostatnie dwa słowa – jak pan mi wyjaśni to, że całował się z inną kobietą? I czemu jej nie zwolnił?
-Tylko czekałem na to pytanie, Granger.  – uśmiechnął się kpiąco- Kazałem mojemu klientowi nie zwalniać jego sekretarki i udawać, że nic takiego się nie stało. Przy okazji, mój detektyw miał ją w tym czasie na oku. I obserwacja przyniosła rezultaty. Powołuję na świadka Michaela Twaina.


-Panie Twain…-  zapytał Draco kilka minut później – czego się pan dowiedział, śledząc pannę Greengrass? – mówiąc to spojrzał w stronę Dafne, która wyglądała na zakłopotaną.
-Otóż, obserwowałem ją po pracy. Pewnego dnia umówiła się na kawę ze swoją koleżanką, Pansy Parkinson, w kawiarni na Pokątnej. Usiadłem przy stoliku obok i podsłuchałem bardzo ciekawą rozmowę. Panna Greengrass chwaliła się znajomej, jak to dolała panu Nottowi Amortencji do Ognistej. Cytuję: ‘Najlepsze było to, że ta jego świrnięta żona weszła do gabinetu, gdy się całowaliśmy. Oczywiście on się ode mnie oderwał i zaczął ją przepraszać, ale i tak miałam niezły ubaw.’ Mam to wszystko nagrane. – wyjął z kieszeni dyktafon i odtworzył część rozmowy. Wszyscy na sali zamilkli i z osłupieniem wpatrywali się w przedmiot.
-Luno, mówiłem ci, że nigdy w życiu bym cię nie zdradził! Kocham cię! – zawołał po chwili zielonooki.
-Na-naprawdę tak było? – blondynka popatrzyła błagalnym wzrokiem na Dafne.
-Nic więcej nie powiem . – wyjąkała kobieta.
-Oczywiście, że tak było! Bo ci dwoje się kochają i nic nie jest w stanie zepsuć ich miłości. – tym razem odezwał się Draco. Cały czas patrzył na Hermionę, która stała i obserwowała całą sytuację z szeroko otwartą buzią.
-Hermiono, dziękuję. – szepnęła szatynce na ucho Luna. – Ja nie chcę tego rozwodu! – dodała głośniej i nie zważając na protesty sędziny, podbiegła do męża i go pocałowała. – Muszę ci coś powiedzieć. Będziemy mieli dziecko.
-Kochanie, tak bardzo się cieszę!

***

Brązowowłosa opuściła salę jako ostatnia. Nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilą miało miejsce. Przegrała… i to jeszcze z Draconem Malfoy’em. Zastanawiała się, czemu cały czas na nią patrzył.. Zwłaszcza wtedy, gdy mówił o miłości. Idąc, wpatrywała się tępo w swoje dłonie. Nie zauważyła stopnia, o który się potknęła, i gdyby nie czyjeś silne ramiona, upadłaby na podłogę.
-Uważaj na siebie, Granger. – spojrzała na niego nieobecnym wzrokiem.
-Oni.. naprawdę się kochają…
-Tak. To prawdziwa miłość. Taka sama, jaka nas połączyła cztery lata temu. Przepraszam cię Hermiono,  nie zostawiłbym cię, gdyby mój ojciec. Groził, że cię zabije, a tego nie mógłbym znieść.  Jesteś częścią mojego życia.
-Kochasz mnie?
-Najmocniej na świecie. A Grace pokochałem, odkąd pierwszy raz ją zobaczyłem. Czy we troje możemy stworzyć szczęśliwą rodzinę?

-Mam nadzieję, że nie tylko we troje. – szepnęła mu do ucha i gorąco pocałowała.

...

A no! Wróciłam XD Nie będę się tłumaczyć, bo i tak nie mam nic na usprawiedliwienie.
I nie wiem, kiedy będzie kolejna. Jak będę mieć wenę.
No i mam nadzieję, że ta Wam się spodoba :p

#Iryna

wtorek, 6 maja 2014

1. Wytwór wyobraźni.

-Draco...
-Poczekaj, kochanie... Nie interesuje mnie to! Te papiery mają jutro leżeć na moim biurku. I nie obchodzi mnie, jak to zrobisz. Mają tam być i tyle.. Żegnam.
-Draco.. posłuchaj. - Hermiona przełknęła ślinę. Zdecydowała w końcu, żeby powiedzieć mężowi o swojej chorobie. - Ja..
*dryń, dryń*
-Halo? Co?! Zaraz będę! - mężczyzna rozłączył się, spojrzał przepraszająco na żonę, zabrał jakieś dokumenty ze swojego gabinetu i wyszedł z mieszkania. 
-Cholera! - kobieta zaklęła pod nosem.- Akurat teraz...
Udała się do sypialni swojego czteroletniego synka. Spał smacznie w łóżeczku. Spojrzała na niego. Był kopią ojca, jedynie kolor włosów odziedziczył po Hermionie. Z jej oczu zaczęły płynąć łzy. Za kilka miesięcy zostanie półsierotą. Czy Draco sobie poradzi? Tak, mimo swojego zapracowania na pewno nie zaniedba dziecka. Właśnie, praca...
Na początku wszystko się układało. Ostatni rok w Hogwarcie bardzo ich do siebie zbliżył. Dwa lata po ukończeniu szkoły wzięli ślub, a rok później urodził się ich syn Scorpius. Draco dostał pracę w Ministerstwie Magii, a Hermiona zajmowała się dzieckiem i domem. Mężczyzna wspinał się po szczeblach kariery coraz wyżej. Został asystentem ministra, a po jego odejściu miał objąć to stanowisko. Jednak im lepiej radził sobie w pracy, tym gorzej powodziło mu się w małżeństwie. Kochał swoją żonę oraz syna, ale nie spędzał z nimi czasu. Wracał do domu późno, zazwyczaj gdy jego rodzina już spała, a wychodził równie wcześnie. Nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo rani żonę i jak jej go brakuje. 
Gdy Hermiona stała nad łóżeczkiem, Scorpius zaczął się budzić. Gdy otworzył oczy, powitał mamę uśmiechem, ale po chwili zobaczył smutek w jej oczach i łzy na policzkach.
-Coś się stało, mamusiu?
-Nie, skarbie, to nic takiego. Chodź, zrobimy coś do jedzenia. 
Gdy byli już w kuchni, a kobieta przygotowywała naleśniki dla swojego syna, chłopiec zawołał:
-Och, tak się cieszę mamusiu! Nareszcie spędzimy cały dzień razem! Tatuś jeszcze śpi? Zaraz pójdę go obudzić! Obiecał mi, że będziemy się świetnie bawić. 
Hermiona, słysząc te słowa, upuściła na ziemię łyżkę, którą trzymała w ręce. Po raz kolejny Draco nie dotrzyma obietnicy złożonej synowi. Chłopiec znów będzie zawiedziony.
-Tatusia nie ma... Wypadło mu coś pilnego. Niestety musi ciężko pracować.-spojrzała przepraszająco na syna. Jego oczy się zaszkliły, a cała wesołość, którą miał na twarzy zamieniła się w smutek. - Ale nie martw się. Następnym razem tatuś na pewno znajdzie dla nas czas. - powiedziała, choć sama w to nie wierzyła.- A my możemy iść razem. Co ty na to, żebym zaprosiła ciocię Ginny i Jima? 

***

Godzinę później Ginny i Hermiona siedziały w kafejce na Pokątnej, podczas gdy Scorpius i Jim podziwiali najnowszą miotłę.
-Tatuś mi kiedyś taką kupi!- wołał Scorpius.
-Mój też! Ostatnio zaczął uczyć mnie latać, na takiej małej.
-Naprawdę? Mój nie ma czasu, żeby mnie nauczyć. Ciągle pracuje...

-Coś się stało? Widzę, że nie wyglądasz najlepiej. Czy to przez tę białaczkę?- spytała z troską Ginny swoją najlepszą przyjaciółkę.
-Nie, nie o to chodzi tym razem. Po prostu Draco.. On w ogóle nie ma dla nas czasu. Dzisiaj miałam mu powiedzieć, ale znowu wyszedł do pracy... Boję się, że gdy umrę, on nadal będzie tyle pracował i mimo, że zapewni opiekę Scorpiusowi, to on będzie się czuł zaniedbany.. Bo przecież dziecko potrzebuje miłości rodziców.
-Nie mów tak, przecież Draco was kocha.. I nie chce was krzywdzić. On myśli, że swoją pracą zapewnia wam dobrobyt... Zrozum, on też ma dużo obowiązków, jest asystentem ministra...
-Już wolałabym mieszkać w jakiejś małej klitce, a żeby mieć go przy sobie. Poza tym Blaise też jest szychą w Ministerstwie, może trochę mniejszą, ale jakoś znajduje czas dla ciebie i Jima.
-Nie martw się, na pewno wszystko się ułoży. I wcale nie umrzesz! Pokonasz chorobę, tylko musisz w to uwierzyć!
Hermiona uśmiechnęła się blado. Dobrze wiedziała, że są małe szanse na to, by przeżyła.


***

Następnego dnia Draco jak codziennie poszedł do pracy. Hermiona czuła się bardzo słabo, więc poprosiła Ginny, bo zaopiekowała się Scorpiusem. Przyjaciółka poradziła jej, by ta poszła do lekarza, ale kobieta uznała, że to przez stres i jeśli trochę odpocznie, to jej się polepszy.
Draco jak zwykle zasiedział się w pracy i do domu dotarł dopiero około godziny 22. Myślał, że jego żona i syn na pewno śpią, ale gdy wszedł do salonu, zamarł. Zobaczył swoją żonę leżącą nieprzytomną na ziemi. Pobiegł szybko do sypialni syna, ale go tam nie było. Uznał, że dziecko na pewno jest u Ginny, bo Hermiona często go tam zostawiała. Wziął swoją ukochaną na ręce i teleportował się z nią do Munga.

***

Hermiona powoli otworzyła oczy. Rozejrzała się i od razy rozpoznała salę w szpitalu św. Munga. Obok niej na krześle spał Draco, który wyglądał na bardzo zmęczonego. Odetchnęła głęboko. Teraz będzie musiała mu powiedzieć o swojej chorobie. Gdy w głowie układała sobie plan tej rozmowy, on się obudził. 
-Kochanie, tak się cieszę, że wreszcie oprzytomniałaś! Bardzo się o ciebie martwiłem. 
-Tak, pani mąż czuwał przy pani całą noc. Zazdroszczę. - uzdrowicielka, która właśnie weszła uśmiechnęła się do pacjentki. Ta odpowiedziała jej tym samym, ale jej uśmiech był bardzo blady. - To zwykłe zasłabnięcie. Podamy kilka eliksirów i będzie pani mogła wrócić do domu. 
Gdy już wyszła, Hermiona spojrzała na swojego męża i powiedziała jednym tchem:
-Draco...Jestemnieuleczalniechora.- uśmiechnęła się lekko pod nosem, bo nareszcie miała to za sobą.
-Co? -na początku pomyślał, że to głupi, nieśmieszny żart, ale gdy zobaczył wyraz twarzy swojej żony, spanikował.
-Jestem nieuleczalnie chora. Mam białaczkę. To mugolska choroba, dlatego uzdrowiciele jej nie rozpoznali. Najprawdopodobniej w tym roku umrę.
-Co? Czemu nic mi nie powiedziałaś?- w jego głosie nie było słychać troski, tylko złość.
-Myślisz, że to było takie łatwe? Poza tym, nie było okazji..
-Nie było okazji! Doprawdy! Powinnaś mi powiedzieć zaraz po tym, jak się dowiedziałaś! Czy ja dla ciebie nic nie znaczę? A może w ogóle nie chciałaś mi mówić, a miałem się dowiedzieć dopiero jak umrzesz?!
-Nie krzycz na mnie! I jak możesz tak mówić?! To chyba ja i Scorpius dla ciebie nic nie znaczymy. Kiedy ostatnio spędziłeś z nami dzień? Chociażby w domu? Praca to twoja żona! Nawet nie wiesz, jaki Scorpius był wczoraj zawiedziony! Nie wiesz, ile nocy przepłakałam! A ty śmiesz mówić, że to wszystko moja wina!
-Hermiono, ja.. 
-Wyjdź stąd! Natychmiast! - ta kłótnia bardzo ją wyczerpała. Ale postanowiła. Wyjedzie ze swoim synem i te ostatnie miesiące spędzi razem z nim. Z dala od Dracona. 

***
Przez kolejne trzy dni małżeństwo nie odzywało się do siebie. Zresztą nawet nie miało kiedy. Draco nadal cały czas spędzał w pracy. To tylko utwierdziło Hermionę w decyzji o wyjeździe. Gdy mężczyzna wrócił z pracy, na stole zobaczył kartkę z krótkim listem:

Drogi Draco!

Postanowiłam wyjechać. Ochłonęłam już po naszej kłótni, ale nie mogę dłużej tak żyć. Nie jestem zła, tylko po prostu smutna. Nie mam zamiaru być twoją przeszkodą w osiągnięciu kariery. Scorpius trochę płakał, że musi opuszczać dom, ale wszystko mu wytłumaczyłam. Gdy umrę, zajmą się nim moi rodzice. Oczywiście będziesz mógł się z nim widywać. Mam nadzieję, że znajdziesz sobie kogoś i będziesz szczęśliwy. 
Pamiętaj, że zawsze bardzo cię kochałam i mimo wszystko myślę, że ty mnie też. 

Hermiona.

Draco czytał list kilka razy. Nic nie rozumiał. Myślał, że po kilku dniach się pogodzą. Zamierzał się dla niej zmienić. Przez te trzy dni ustalał z ministrem godziny pracy, by móc więcej czasu spędzić z rodziną. Był zły. Nie na nią, ale tylko i wyłącznie na siebie. Nie mógł jej stracić. Zwłaszcza teraz, gdy była chora. Postanowił ją odnaleźć. 


Szukał jej przez wiele miesięcy. Ginny nie mogła mu nic powiedzieć, mimo że znała miejsce zamieszkania Hermiony. Ona jej na to nie pozwoliła. Draco był wściekły na żonę swojego najlepszego przyjaciela, ale nie mógł nic zrobić, bo nawet Blaise nie wydusił nic z Rudej. Blondyn coraz gorzej wszystko przeżywał, a gdy tydzień później dowiedział się, że.. Hermiona nie żyje, całkowicie się załamał. Myślał, że to żart, ale odwiedził rodziców swojej ukochanej i faktycznie, Scorpius tam był. Sprawiał wrażenie szczęśliwego, ale po rozmowie z państwem Granger okazało się, że jeszcze nic nie wie.
Draco wrócił do domu. Usiadł na kanapie w salonie. Rozmyślał. O tym, że już nigdy jej nie zobaczy. O tym, że już nigdy jej nie przytuli. O tym, że już nigdy nie poczuje smaku jej malinowych ust. Po raz pierwszy od kilku lat zapłakał. Uznał, że na razie lepiej będzie, jeśli Scorpius zostanie z dziadkami. Nie chciał, by jego syn patrzył, jak cierpi. Poza tym nie potrafiłby się teraz nim zająć.

***

Mijały dni, a on czuł się jeszcze gorzej. Codziennie wracał do domu pijany. Nie był nawet na pogrzebie. Syna odwiedzał rzadko, często pan Granger nie chciał go wpuszczać do środka z powodu jego upojenia alkoholowego. Scorpius dowiedział się o śmierci matki, ale całkiem nieźle sobie z tym radził. Na pewno lepiej niż jego ojciec. Co jakiś czas Dracona odwiedzali Blaise i Ginny. Po jednym z takich spotkań, gdy małżeństwo wróciło już do domu, Ginny nie wytrzymała:
-Blaise... ja nie mogę na to patrzeć. Jak tak dalej pójdzie, to niedługo Scorpius będzie sierotą, bo jego ojciec zapije się na śmierć.
-Wiem... ale co my możemy na to poradzić? Do niego nic nie dociera. Powinien się zająć dzieckiem, na pewno mały za nim tęskni, zwłaszcza teraz, gdy stracił matkę.
-Blaise...-Rudowłosa głośno przełknęła ślinę.- Hermiona żyje...
-Że co?!
-Tylko się nie denerwuj... Jej stan zdrowia znacznie się poprawił... Właściwie już prawie pokonała chorobę. Nie chciała, by Draco o tym wiedział. Zrozum... To miało być dla jego dobra... Scorpius o tym wie. Ona go często odwiedza. Ale jak zobaczyłam, co się dzieje z tą tlenioną fretką, uznałam, że trzeba coś zrobić.
-Jak mogłaś mi o tym nie powiedzieć? Wiesz, dla mnie też ona była ważna.. Cały czas jest.
-Przepraszam... Ona mnie o to prosiła. Ale co zrobimy?
- Trzeba z nią przede wszystkim porozmawiać.

***

Kolejny wieczór. Draco jak zwykle spędzał go w barze. Był już całkowicie zalany. Nawet nie zauważył, jak dosiadła się do niego pewna brunetka. 
-Co za spotkanie. - uśmiechnęła się pod nosem.
Blondyn oderwał wzrok od szklanki z Ognistą i spojrzał w wytapetowaną twarz Astorii Greengrass. Miała na sobie czarną lateksową sukienkę bez ramiączek, która ledwo co zasłaniała jej tyłek i czarne, wysokie szpilki. Spojrzał na nią lekko zdezorientowany.
-Astoria? C-co ty tu r-robisz? 
-Przyszłam z koleżanką, ale zobaczyłam ciebie i pomyślałam, że miło będzie pogadać po tylu latach.
-Taa... ale nie mam teraz nastroju na pogaduszki. - burknął.
-Słyszałam, że zostałeś wdowcem. Bardzo mi przykro...-powiedziała z udawanym współczuciem zupełnie nie zrażona jego odpowiedzią.
-Yhym... Nie mam ochoty o tym gadać. 
-A może? Mieszkam niedaleko, usiądziemy, pogadamy...- mężczyzna nie miał nawet możliwości zaprzeczyć, ponieważ Astoria już ciągnęła go w stronę wyjścia, a po chwili się teleportowali.

***

Hermiona tępo wpatrywała się w zdjęcia pod jednym z artykułów w Proroku Codziennym. Nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Jeszcze wczoraj Blaise zapewniał ją, że Draco nie potrafi bez niej żyć. Była trochę zła na Ginny, ale rozumiała, że w końcu wszystko się musiało wydać. Postanowiła porozmawiać z mężem. No bo niby jak ona sobie to wyobrażała? Że nikt się nie dowie? Poza tym chciała mieszkać ze swoim synem, a sytuacja jej na to nie pozwalała. Miała pójść do Dracona i powiedzieć całą prawdę. Nadal go kochała, ale wiedziała, że może jej tego nie wybaczyć. Liczyła, że wszystko się w końcu ułoży, czy to z nim, czy bez niego. Ale teraz.. wszystko się pokomplikowało. Zdjęcia przedstawiały jej ukochanego w towarzystwie pięknej, skąpo ubranej brunetki. Właściwie to nie było na nich niczego, co by wskazywało na zdradę... Zaraz, stop. On ma do tego pełne prawo. W końcu myśli, że Hermiona nie żyje. Ale widok Dracona z jakąkolwiek inną kobietą bolał ją... i to bardzo. Otarła łzę. Musi się komuś wygadać. Złapała torebkę i teleportowała się do domu Ginny i Blaise'a. 

***

-Stary, coś ty najlepszego zrobił? - Blaise krzyczał na swojego najlepszego przyjaciela. Tak się starał, żeby on i Hermiona się pogodzili, a teraz przez tego kretyna wszystko się zepsuło. Kasztanowłosa na pewno widziała ten artykuł.
-Diable, nie krzycz tak... Mam strasznego kaca.
-Po nocy z Greengrass? -zapytał ironicznie Blaise. Był wściekły.
-Co? Skąd wiesz? Zresztą nieważne... Upiłem się w pubie, potem zabrała mnie do mieszkania. Dobierała się do mnie, ale jak się skumałem, o co jej chodzi, powiedziałem, że nic z tego i wróciłem do domu.
-To... to ty z nią nie spałeś? 
-Co? Nie, absolutnie. Możesz nawet się jej spytać, jeśli chcesz. Dobrze wiesz, że ja kocham tylko jedną kobietę i nigdy bym tego nie zrobił... Pomimo, że moja ukochana nie żyje. 
-Smoku, czekaj tu na mnie. - powiedział Blaise i teleportował się do siebie, zostawiając zdziwionego blondyna samego w mieszkaniu.

***

-Ginny... Ja już sama nie wiem. Po rozmowie z wami naprawdę myślałam, że nasz związek ma jeszcze jakiś sens. -Hermiona żaliła się swojej przyjaciółce przez łzy.- Ale teraz? Wiem, że on ma prawo do ułożenia sobie życia z kimś innym. Ale to tak cholernie boli....
-Myślę, że to wszystko na pewno da się jakoś wyjaśnić... 
Ich rozmowę przerwał charakterystyczny trzask. Odwróciły głowy i zobaczyły podekscytowanego Blaise'a. 
-Hermiona! Świetnie! Jak dobrze, że tu jesteś. Widzę, że już czytałaś artykuł. Słuchaj, to nie tak.. Rozmawiałem z nim. Na razie nic mu nie mówiłem o tobie. On wcale nie spał z tą pudrowaną lalą! Nie patrz tak, nie kłamał. Zresztą po co miałby to robić? On myśli, że ty nie żyjesz.. Ona chciała go zaciągnąć do łóżka, ale ją spławił. Mionka, naprawdę, on cię nie zdradził!
W Hermionie pojawiła się iskierka nadziei. 
-Blaise... jesteś tego pewny? On był przecież pijany... Może po prostu nie pamięta.
-Hermiono Malfoy! Chyba sama nie wierzysz w to, co mówisz. Takie rzeczy się pamięta, a ja jestem całkowicie przekonany, że on nawet nie spojrzał na tą całą Greengrass. On cię kocha, zrozum! Nie widzi świata poza tobą! - mówiąc to, złapał ją za ramię i potrząsnął. 
Kobieta uśmiechnęła się do niego. Już wiedziała, że Blaise mówi prawdę. Chciała, by wszystko się w końcu wyjaśniło. Razem z Blaisem i Ginny teleportowała się do mieszkania, w którym tak dawno nie była.

***

Blondyn siedział w kuchni przy kawie i rozmyślał. Zdziwiło go zachowanie kumpla. Jak on mógł pomyśleć, że byłby zdolny do czegoś takiego. A nawet jeśli... to co mu do tego? Przecież teoretycznie jest wolny. 
Jego rozmyślania przerwał cichy trzask, który dobiegał z salonu. Poszedł tam, a widok, jaki zastał, sprawił, że kubek z kawą wypadł mu z rąk.

Hermiona spojrzała w oczy blondyna. Dopiero teraz sobie uświadomiła, jak bardzo za nimi tęskniła. Miała ochotę rzucić się mu w ramiona, ale opanowała się. Najpierw musieli porozmawiać.
Stali tak jakiś czas, aż w końcu ciszę przerwała Ginny:
-Hermi... powiedz coś... Blaise, chyba lepiej będzie, jak sobie pójdziemy.
-Nie! Zostajecie tu, dopóki mi wszystkiego nie wyjaśnicie. O co tutaj, do cholery, chodzi?! To tylko wytwór mojej chorej wyobraźni, tak?! -Blondyn patrzył na wszystko zdezorientowany i lekko rozdrażniony.
-Draco...- Hermiona zabrała głos. Głos, który zawsze przyprawiał go o dreszcze.- Ja.. Tylko się nie denerwuj...- i zaczęła opowiadać. Powiedziała dokładnie wszystko, a do jej oczu napływały łzy.-I..i... ja cię chcę przeprosić.. Wiem, że nie powinnam tak postąpić... Niczego od ciebie nie oczekuję. Zachowałam się jak świnia. Chciałam po prostu, żebyś wiedział. Zdaję sobie z tego sprawę, że to przeze mnie wpadłeś w nałóg. Tak, powiedzieli mi... Jeżeli chcesz rozwodu, to zrozumiem. Ale wiedz, że ja cię nadal kocham i Scorpius też... - spojrzała w jego stalowoszare oczy. Nie potrafiła z nich nic wyczytać.
-Hermiono... naprawdę myślisz, że pozwolę ci odejść? Owszem, jestem zły za te kłamstwa, ale wina leży po mojej stronie.. Gdybym spędzał z wami więcej czasu...- nie dokończył, bo jego ukochana zamknęła mu usta pocałunkiem. Oboje bardzo za sobą tęsknili.
-Przepraszam...
-Ja też...
-Ale...- na chwilę się od niego odsunęła.- Mógłbyś wracać z pracy trochę wcześniej? Naprawdę, tylko...
-Hermiono - przerwał jej- jeżeli myślisz, że te kilka miesięcy nie dały mi nic do myślenia, to się grubo mylisz. Szczerze, to ustalałam z ministrem inny rozkład godzin, jeszcze zanim odeszłaś, ale było już za późno...
-Draco... ja nie wiedziałam...
-Och, cicho. Mogłem ci o tym powiedzieć, ale oczywiście musiałem zachowywać się jak ostatni palant.
Kobieta się roześmiała. Wiedziała, że to z Draconem będzie szczęśliwa i popełniła wielki błąd, odchodząc od niego. Naprawdę go kochała.
-No to teraz jedźmy po Scorpiusa i twoje rzeczy. Właściwie to gdzie mieszkałaś przez ten czas?


***

-Tatusiu! Czemu ja nie mogę jechać do Hogwartu tak jak Scorpius? - wołała mała dziewczynka, patrząc na swojego ojca. Jej oczy miały kolor czekolady, tak samo jak jej matki. Wystarczyło jedno spojrzenie na ojca, a zawsze dostawała, to co chciała. Była oczkiem w jego głowie, o czym doskonale wiedziała i nieraz to wykorzystywała. Bardzo ją rozpieszczał, co niekoniecznie podobało się jego żonie. Tym razem nie mógł jednak nic poradzić. 
-Bo jesteś jeszcze za mała, kochanie. Ale już niedługo ty też pojedziesz do tej szkoły. 
Scorpius wyjeżdżał na swój drugi rok nauki w Hogwarcie. Tym razem jego matka nie mogła z nimi przyjechać, bo miała coś ważnego do załatwienia. 
-Do zobaczenia tato! Pa Sophie!- wołał podekscytowany z okna odjeżdżającego pociągu.
-Cześć. - odburknęła niezadowolona.
-Miłej nauki synku! - krzyknął mężczyzna, a po chwili pociąg zniknął z pola widzenia. - Oj, Sophie. Uśmiechnij się. Przecież wiesz, że tego i tak nie można przyspieszyć. 
-Tak tato, wiem... Wracajmy do mamusi.

-Kochanie, wróciliśmy!
-Mamusiu, jesteś?!
-Tak, jestem tutaj. - usłyszeli wesoły głos dobiegający z salonu. - Jak tam Scorpius? - zapytała, gdy do niej przyszli.
-W porządku. Pojechał. Nie wierzę, że już tyle lat minęło.... Czy coś się stało? Jakoś tak cały czas się uśmiechasz.
-Draco... - nie powiedziała nic, tylko złapała się za brzuch, a jej uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył.
Blondyn od razu zrozumiał. Wziął ją na ręce i obrócił wokół własnej osi.
-Tak się cieszę Hermiono!


...

Taka pierwsza, o, i chyba niezła :p Już wcześniej opublikowałam go na tamtym blogu, dlatego tak szybko i stąd ten kolor. Ta ma szczęśliwe zakończenie, akcja jest już po skończeniu Hogwartu, ale miniaturki będą najróżniejsze.

#Iryna.